poniedziałek, 15 lipca 2013

Recenzja książki "Ostatni Testament" James Frey.

Na książkę tę trafiłem przypadkiem, ale po przeczytaniu opisu od razu pomyślałem sobie: To może być ciekawe.Czy było ciekawe? Tak, ale w odrobinę niespodziewany sposób.Przeczytawszy "Od Autora" pomyślałem sobie "To może być ciekawa próba napisania czegoś ambitnego". I tym właśnie to było, ciekawą próbą, lecz nie udaną próbą.


Autor przedstawia nam historię Bena, opowiedzianą przez ludzi, którzy z nim obcowali. Na pochwałę, chyba największą, zasługuje sposób napisania tej książki. Narracja jest nienaganna, zapis dialogów nietypowy i dosyć przyjemny. Wszystkie wypowiedzi głównego bohatera zaznaczone są czerwoną czcionką, to także ciekawy zabieg.
Jak mówiłem, historia opowiadana jest z perspektyw 13 osób, które w swoim życiu spotkały Bena. Niektóre postaci i ich historia, co tu dużo mówić, nudziły mnie. Postaci były do siebie podobne, przynajmniej parę z nich, zwłaszcza te głęboko wierzące. Głęboko wierzące, no właśnie.
Książka wydaje mi się być przekoloryzowana i to mocno. Pokazuje nam bardzo, ale to bardzo wierzących ludzi, którzy zderzają się z ćpunami, gejami, lesbijkami... z jednych rozdziałów wysypują się wulgaryzmy, z innych, pozwolę sobie to tak nazwać "Cnotkowatość".
Mimo to, książka zachęca do zweryfikowania swoich przekonań. Czym jest wiara? Jakie wartości są tak naprawdę ważne?
Tutaj zamysł autora naprawdę mi się spodobał, gdyż książka sama w sobie wychwala... Miłość i dobro.
Szkodzi temu jeden mankament, miłość sprowadza się tutaj do seksu, w sposób co najmniej niesmaczny. Główny bohater, niby reinkarnacja Jezusa, nie pomaga ludziom dobrym słowem, pokazaniem dobra, tylko przelatuje wszystkich jak leci. Każdą napotkaną osobę najzwyczajniej w świecie bzyka i tym samym czyni ją lepszą, zmienia jej nastawienie do życia i leczy z nałogów. Mało tego, ludzie po pewnym czasie spędzonym z Benem skorzy są uprawiać stosunki seksualne z każdą osobą z jego grona wyznawców. I z tego powodu nie umiem ocenić tej książki. Podważa ona wiarę, zmienia obraz Boga (ale go nie przekreśla), promuje dobro i miłość, jednocześnie (przynajmniej jak na moje skromne zdanie) spłycając to drugie do seksu z przypadkowymi osobami.
Czekałem tylko aż Ben zacznie uprawiać seks ze swoją rodziną, ale chociaż tego autor nam oszczędził.
Książka jest ciekawa i warta przeczytania, ale z zachowaniem dużego dystansu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz